„Ordnung muss sein” czyli porządek musi być. To zwrot, który w mojej głowie mocno przykleił się do stereotypu relacji marek, instytucji czy miast z klientami – odbiorcami czy mieszkańcami tych ostatnich. Widać to szczególnie w małych miasteczkach za naszą zachodnią granicą i odnoszę wrażenie, że im bardziej na zachód tym ten porządek i czystość jest bardziej widoczna.
Ale to jest moja perspektywa – człowieka, który bywa, a nie który mieszka tam na stałe, a przynajmniej na tyle długo by mógł wyciągnąć na ten temat konstruktywne wnioski. Dlatego do rozmowy zapraszam osoby, które mają odpowiednią perspektywę – nie rodowitego mieszkańca danego kraju, ale osoby, która żyje trochę na dwa domy, albo urodziły się tam, a następnie przeprowadziły się do Polski. Albo odwrotnie.
Do rozmowy o kliencie w Niemczech zaprosiłem taką właśnie osobę. Zainteresowała mnie sobą swoistymi gierkami słownymi, które uprawia na LinkedIn. Pokazuje jak niemieckie słowa zmieniając ich rodzajnik lub akcent mogą oznaczać coś zgoła innego. Wyobraź sobie jak to może wpłynąć na komunikację pomiędzy marką i klientem.
Zapraszam Cię do wysłuchania mojej rozmowy z Katrin Sander – Tóth.