Liryczna obsługa klienta
Zdarza się często, że zamawiamy coś, a to coś długo się nie pojawia, a do tego jeszcze nikt z nami w sprawie tego opóźnienia się nie kontaktuje. Wtedy nas zalewa i zaczynamy działać w bojowym nastawieniu. Różnie się to kończy, czasami dobrze, czasami źle. Dzisiaj opowiem Wam historię o tym, jak dobre pisanie złagodziło nadchodzący kryzys. Podobno opartą na faktach. Wszelkie podobieństwo do wydarzeń prawdziwych jest niezamierzone. A teraz usiądźcie i przysłuchajcie się temu, co rozegrało się korespondencyjnie w wirtualnej przestrzeni pomiędzy dwójką zupełnie przypadkowych i nieznajomych ludzi. To historia o tym, do czego mogą przydać się sarkazmy, żarciki i śmieszkowanie. I jaką wymianę można takowymi wyciągnąć z obcego człowieka, którego się na oczy nie widziało. A do tego, co najważniejsze wyciszyć nadchodzącą burzę.
Dobre słowa łagodzą. Sztuka w 5 aktach.
Wprowadzenie.
Klient kupił bardzo dużą roletę w internetach. Bardzo duża roleta nie nadchodziła dosyć długo. Był stęskniony, więc stwierdził, że czas skontaktować się ze sklepem, a najlepiej będzie mailem, bo ślady zostaną.
Akt pierwszy zniecierpliwienie.
On w bojowym nastroju pisze, aż nastrój ten czuje klawiatura.
„Dzień dobry, czy wysłali Państwo towar?
Pozdrawiam, Krzysztof.”
Akt drugi. Zaskoczenie.
Odpowiedź nadeszła dosyć szybko. Krzysztof wczytał się w tle, słysząc palce przebiegające po klawiaturze.
„Dzień dobry. Bardzo dziękuję za złożenie zamówienia w naszym sklepie. Przepraszam, że kontaktuję się dopiero teraz. Po dość długim czasie oczekiwania. Chciałabym poinformować, że zanotowano chwilowy brak rolety w wymiarze 200 na 180 centymetrów. Wiem, że ma powrócić do sprzedaży niedługo. Trudno mi jednak określić konkretną datę. Zdaję sobie sprawę, że nie jest to najlepsza wiadomość. Bardzo przepraszam za tę niedostępność i niedogodność. Gdy tylko wyklaruje się czas dostępności tej rolety, na pewno zrealizuję zamówienie. Proszę o informację, czy jest Pan w stanie poczekać.
Pozdrawiam, Katarzyna. Dział Obsługi Klienta”.
Akt trzeci rzucona rękawica.
On odpisuje już w lepszym nastroju.
„Dzień dobry, Pani odpowiedź w pełni satysfakcjonuje mnie pod względem stylistycznym, gramatycznym. Jednakże nadal odczuwam niedosyt merytoryczny. Jestem skłonny poczekać. A żebym jednak nie czekał w nieskończoność. Czy może mi Pani wyjaśnić, co mniej więcej rozumie Pani przez słowa chwilowy oraz niedługo. Rozumiem też, że moment wyklarowania się czasu powrotu dostępności tej rolety nie jest tożsamy z właściwym momentem powrotu dostępności tej rolety, tj. za dwa tygodnie może wyklarować się, iż roleta wróci za kolejne dwa, bądź też nie wróci wcale. Olśnieniony poprawnością polszczyzny i oślepiony wymijającością Pani odpowiedzi błagam o przewodnictwo po świecie niedostępności rolet.
Pozdrawiam Krzysztof, nabywca niedostępnej rolety.
P.S. Zdecydowanie zasłużyła Pani na podwyżkę”.
Akt czwarty Podniesiona rękawica.
Ona odpisała, a on czyta, delektując się delikatnymi naciskami na klawisze klawiatury.
„Drogi nabywco już wkrótce dostępnej rolety. Z radością w sercu powracam wieści niosąc wspaniałe. Wędrówka po świecie rolet niedostępnych ku końcowi się chyli. Roleta biała wspaniała, motylami upstrzona dostępność swą już jutro wykaże w scenariuszu najciemniejszym w dzień następny, w którym to jest środa. Jak wspomniałam zrobię co należy, aby wysyłkę rolety po powrocie tejże do sprzedaży wartko zlecić. Rada jestem, iż wyrozumiałość w klientach naszych drzemie.
Dziękuję i pozdrawiam, Katarzyna. Dział Obsługi Klienta.”
Akt 5. Nadejście rolety.
On z radością pisze.
„O pani z działu lirycznej obsługi klienta w rękach mych w końcu roleta nietknięta, zwinięta, nie wymięta, fabrycznie zamknięta. Cenowo przystępna, długo niedostępna. Ozdobna w motyle z mechanizmem srebrnym w kolorze lilii, jednak transparentnym. Czekałem jej długo i wreszcie nadeszła. Przyniosła mi szczęście, lecz Tyś była pierwsza. To pani z działu lirycznej obsługi klienta światła i pojętna w okiennych osprzętach. Już ci obmyślam nabyć jakąś plisę. Przeglądam zasłony, gotowe karnisze. Oby tylko nie było towaru na stanie, żywo wówczas poślę jakieś zapytanie i odpowie na nie, gdy szczęście dopisze ta pani, co mą niepewność słowem kołysze frazami swemi, łamiąc bezroletną ciszę i serce me, gdy powie, że niczym roleta niedostępna. Dalibóg, cóż to za kobieta?
Dziękuję i pozdrawiam, Krzysztof”.
Epilog.
Na wszelką logikę ta historia powinna zakończyć się tutaj. Ale się nie skończyła. Minęły tygodnie, gdy wtem on otrzymał e-mail.
„Dzień dobry. Drogi Kliencie, w całym tym mego życia zamęcie pozostawiłam wiadomość bez odpowiedzi. Tak być nie może. Spróbuję zatem. Niech Bóg lub coś innego coś mi dopomoże dorównać kunsztowi, choć trudne to będzie Pańskiemu. Panie Szanowny i drogi Kliencie, wiele swą drogą podejść już miałam. Siedziałam, myślałam, treści zmieniałam i nic, nic uwagi i wartego nie skomponowaną. Radość niemałą raczył mi Pan sprawić w tamten poranek wielce rozbawić, za co dziękuję i jednocześnie też gratuluję tych umiejętności. Nie każdy potrafi języka polskiego trudne zawiłości poskromić w sposób tak elokwentny i widowiskowy. Niejednemu nawet nie przyszłoby do głowy, że tak można i w takie ubrać słowa.
Pozdrawiam serdecznie Katarzyna. Dział Obsługi Klienta.”
Kurtyna.
Warto czasami w słowa włożyć coś więcej niż zniecierpliwienie. Nawet jeżeli to są słowa tylko pisane i nie do końca oddają nasze nastawienie. Bo w ten sposób można opanować kryzys i sprawić radość komuś i sobie. Mnie często się zdarza, że gdy dzwonię np. z jakąś reklamacją czy też problemem moim zaczynać rozmowę od złagodzacza – tak bym go nazwał? Chociaż pewnie nie ma takiego słowa, Tomasz Piekot pewnie może go dopuści do użytku? W każdym razie zaczynam rozmowę od złagodzacza i mówię.
„Na początku chciałem zaznaczyć, że w tej sprawie nie kieruję bezpośrednio moich żali do Pana/ Pani, to już na wstępie rozbraja bombę. A potem to już zaczyna się wspólne szukanie rozwiązań, a potem jest zadowolenie chyba po obu stronach. Czego również i Wam życzę.